- Udało się, profesorze? Wszystko wróciło do normy? - zapytała. - Czy To... Czy Voldemort nie stał się Voldemortem?
- Niestety... - dyrektor pogładził swą piękną, srebrną brodę. - Nie wszystko poszło tak, jak zamierzaliśmy.
- Jak to?
- No cóż.. Twoi rodzicie zginęli, tak jak i prawie całe rodzeństwo, w.ykluczając Ronalda. Tom osobiście ich zabił, gdy oboje zamierzali udać się na zebranie Zakonu - odparł na pytanie, biorąc oddech. - Spalił wasz dom.
Dziewczyna rozszerzyła oczy do szerokości dwóch galeonów, spoglądając tępo na Dumbledore'a.
- Jak? Czemu?! Myślałam, że wybiłam mu z głowy..
- Widzisz, panno Weasley. Tom z początku co prawda zszedł z tej ścieżki, sam na to patrzyłem. Lecz.. no właśnie, lecz... Byłem zajęty i, bardzo tego żałując, nie zwróciłem uwagi na to, że znów zebrał swoich popleczników.
- A rodzicie Harrego? Żyją? - zapytała z nadzieją, że chłopak którego lubiła, był szczęśliwy.
- Nie... Zginęli w moje drugie urodziny - odparł tym razem zielonooki, do teraz milczący.b
- Ale dlaczego...? - wyjąkała, spoglądając mu prost w oczy.
- Nie mogę wam teraz tego zdradzić. To nie czas... - próbował wyjaśnić dyrektor. - Kiedyś, wszystkiego się dowiecie.
- Nie czas?! - wybuchł rudowłosy. - Ginny i ja cierpimy z powodu straty rodziny a pan śmie twierdzić, że nie czas?!
- Proszę się uspokoić, panie Weasley - polecił dyrektor. - Tom wydał na mnie wyrok, już wkrótce w tym pokoju rozegra się piekło, z którego nie zamierzam raczej wyjść cało.
- Co..? - jęknął Harry. - Pomogę panu!
- Nie Harry, ty musisz żyć! - odparował na jego prośbę. - A teraz, wyjdźcie. To nie będzie miły widok.
Wszyscy bardzo niechętnie wyszli z gabinetu, pozostawiając dyrektora samego, pogrążonego w liście. Na odchodne jednak, szepnął rudowłosej "Proszę Cię, nie odmawiaj..." i odszedł do stolika, gdzie schował twarz w dłoniach i zaczął ronić łzy. Co on zrobił nie tak?
***
- Jest szansa?! - warknął Riddle, spoglądając błagalnym wzrokiem na Dumbledore'a.- Tak, Tom. Jest - odparł spokojnie, uśmiechając się. - Dropsa? Cytrynowy, dobre są.
- Nie, nie! - warknął. - Mów jak!
- Pójdziesz do jej czasów, postarasz się żeby jej nie stracić... - polecił Albus, wyciągając medalion na biurko. - Użyj go dobrze, Tom.. I pamiętaj... Ona wszystko odmieni...
Marvolo założył wisiorek* na szyje, przekręcił cztery razy w przód i zniknął.
***
Dumbledore zginął z różdżki Dołohowa, który niespodziewanie pojawił się w zamku, gdy dyrektor podążał na kolacje. Oczywiście, Albus wyczuł go za w czasu, lecz nie zareagował. Taka była jego dola w tej wersji wydarzeń, musiał się z tym pogodzić.Pogrzeb odbył się dzień później, na błoniach. Wszyscy głęboko przeżywali to, co stało się z dyrektorem, lecz to Ginny najbardziej to przeżywała. Tom jej nienawidził, ponów stał się zły.. Przepłakała przez niego wiele dni, cierpiąc z tego powodu.. Kamienną twarz starała się zachować jedynie przy przyjaciołach, ale nawet to jej nie wychodziło. Hermiona widziała.
- Ginny, co z tobą? Od powrotu, dziwnie się zachowujesz...
- Nic, Mionka. Naprawdę... - próbowała przekonać brązowooką dziewczynę.
- Przecież widzę! Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic, powiedz.. - głaskała ją po włosach. - Voldemort Cię skrzywdził?
- Broń Merlinie! - oburzyła się. - Był czuły, delikatny, gdy się koch... - ujrzała zaskoczenie na twarzy koleżanki. - Tak, kochaliśmy się.. Myślałam że to miłość, ale.. on mnie znienawidził.. - wybuchła płaczem.
- Cśś.. To minie - chwyciła ją za rękę. - Chodź..
***
Tom pojawił się w gabinecie dyrektora, choć nie zastał tam Dumbledore'a jak się spodziewał, a wystraszoną Minervę, która odskoczyła od biurka i wyciągnęła różdżkę.- Tom..? Nie możliwe... - wyjąkała. - Drętwota! Drętwota! Drętwota! - posłała trzy zaklęcia w stronę młodego ślizgona, który z łatwością odbił je różdżką..
- Minervo, po co ta agresja? - zapytał portret Albusa.
- Panie profesorze! To jest on! - z kpiną w głosie wskazała na młodzieńca.
- Wiem kto to jest! I wiem, po co przybył.. - uśmiech dyrektora zadziwił nauczycielkę. - Panna Weasley, tak?
- Tak, panie profesorze... - Tom spłonął rumieńcem, klękając delikatnie, potem powstając. - Mogę ją zobaczyć?
- Profesor McGonagall, będzie pani tak miła?
- Chodź Riddle, tylko... ostrożnie, będę Cię miała na oku... - wskazała drzwi, lekko poddenerwowana. - Zaczekaj przed wejściem do Wielkiej Sali, obecnie trwa obiad.
***
Ginny wraz z Hermioną dotarli do sali, gdzie dziewczyna przestała opowiadać o wspólnej nocy ze Ślizgonem. Przez cały czas nie mogła uwierzyć, że osoba, którą pokochała - znienawidziła ją i zabiła jej rodzinę. To było... odrażające!
***
Do jadalni wpadła McGonagall, wbiegając na środek, rozglądając się i odgarniając włosy.- To, co za chwilę się wydarzy, będzie dość dziwne, jak i może przerażające. Proszę was, wszystkich i każdego z osobna, o zachowanie całkowitego spokoju i nerwów. Nauczycieli, proszę do Siebie...
Gdy wszyscy nauczający stanęli przy pani dyrektor, poleciła:
- Stańcie szeregiem wzdłuż drzwi, po obu stronach... - poleciła do nich, po czym, tak, by nikt inny nie słyszał, szepnęła do nich - mamy młodego Voldemorta na zewnątrz. Jakby coś knuł, strzelać czym macie...
Wszyscy zszokowani spoglądali na nią, lecz wyrazili zgodę i stanęli jak im polecono.
- Vold... - jęknęła, nim zdążyła się powstrzymać, na co wszyscy stanęli jak dąb. - Riddle, wchodź!
Do sali wszedł młody chłopak, o pięknych czarnych oczach, równie czarnych włosach, zadziornej twarzy i prowokującym spojrzeniu.
- Oto przed wami staje ja, ten którego zwiecie Lordem Voldemortem.. - przedstawił się, jakby czekając na nadlatujące zaklęcie. Nie nadleciało. Wszyscy stanęli jak wryci, nie wiedząc, co począć. On wiedział.
- Gdzie jest? - zapytał na ucho profesor transmutacji.
- Stół Gryffindoru - wycedziła przez zęby.
Tam skierował swe kroki młodzieniec, przechodząc i uśmiechając się do każdego, choć nimi się nie przejmował. Szukał jej. I znalazł.
- Głupia...! - wyszydził jej prost w twarz, nie zwracając uwagi na jej zbulwersowanego, białego jak ściana brata.
- A więc tym dla Ciebie jestem, po tej upojnej nocy? - zapytała, na co wszyscy wciągnęli powietrze, a Ronald stał się burakiem. - Tylko głupią, nic nie wartą dziewczyną?! - pierwsze łzy pojawiły się na jej policzkach.
- Czemu płaczesz? - zdziwił się i otarł ją kciukiem. - Nie rozumiesz? Kocham Cię! Gdy odeszłaś, odchodziłem od zmysłów... - wyjąkał, łapiąc ją za podbrudek i całując. Przegryzł jej delikatnie wargę, na co dziewczyna spłonęła rumieńcem, bowiem mruknęła na tyle głośno, że pół sali mogło to słyszeć. Nie przestała jednak, zarzuciła na jego ramiona ręce, oddając pocałunek.
- Mam do Ciebie ważnie pytanie... - zaśmiał się chłopak, klękając przed nią i wyciągając drobne, zielone pudełeczko. Cała sala na ponów zamarła. - Co prawda, miałem to zrobić tamtego wieczora, ale dość sugestywnie mi przeszkodziłaś... - otarł łezkę wzruszenia ze śmiechu. - Ginervo Weasley, czy... czy wyjdziesz za mnie?
- T... Tak! - zarzuciła mu ramiona na szyję, przez co oboje upadli na ziemie. Wszyscy oniemieli z wrażenia, potem wybuchła salwa okrzyków, również nauczycieli. - Chodźmy stąd lepiej, jeszcze nas zmolestują.. - zaśmiała się dziewczyna, wstając i ciągnąc chłopaka poza wejście. Nauczyciele stali otępieni.
***
Wszystko co potem się wydarzyło, było dość przerażające. Chwilę po oświadczynach, chwilę po zgodzie, do sali wmaszerował Albus Dumbledore, w asyście Syriusza Blacka, Jamesa i Lily Potter, Lupinowie, Cedric Diggory i Weasley'owie. Severusowi znikł mroczny znak, a wszystkim którzy nie byli powiązani z Czarnym Panem, wymazało pamięć. Nikt, prócz rodziny i przyjaciół Ginny nie pamiętał, że ktoś taki jak Voldemort istniał. Wszyscy zapomnieli... A to właśnie zasługa tej drobnej, rudowłosej istotki i jej zgody.
***
Potterowie, Weasleyowie, Lupinowie, cała kadra nauczycielska, Grangerowie, Diggory, Snape, Blackowie i Malfoyowie czekali z niecierpliwością na przybycie młodego Riddle'a i jego narzeczonej na ślub. Gdy usłyszeli głośny trzask deportacji, przybiegli na miejsce.- Jesteście wreszcie! - zaśmiał się Harry. - Coś długo wam zajęło to "ubieranie" - poruszył sugestywnie brwiami, na co wszyscy wybuchli śmiechem, a rudowłosa zrobiła się czerwona.
- Nadal nie mogę uwierzyć... - zaczął George.
- ...że będziemy mieć w rodzinie - dopowiedział Fred.
- Czarnego Pana! - dokończyli oboje, równocześnie, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
***
Godzinę później, Ginny Weasley stała się Ginny Molly Riddle, żoną Voldemorta. Molly, Tonks, Lily i kobiety z grona nauczycielskiego płakały, chłopcy podeszli do tego trochę mniej entuzjastycznie.Gdy Dumbledore ogłosił, że mogą się pocałować, Tom delikatnie ujął podbródek partnerki i złożył na nim namiętny pocałunek. Dopiero po paru minutach, słysząc wzruszające jęki kobiet, oderwali się od siebie.
- To co, do domu? - zapytał, wystawiając rękę.
- Do domu... - pochwyciła ją, po czym znikli z charakterystycznym trzaskiem aportacji. Gości nie specjalnie to zdziwiło, byli na to przyszykowani. Jeszcze wrócą.
***
Tom Marvolo Riddle wrócił zmęczony do swojej posiadłości, gdzie przywitały go trzy małe szkraby i seksowna żona, ubrana jedynie w skąpą zieloną koszulę koloru zielonego, oraz podobnego koloru koronkową bieliznę, gotową do zdjęcia. Dzieci odstawili do łóżeczek, sami ruszyli do swej sypialni, by rozluźnić się masażem, nie zawsze tym normalnym...Był szczęśliwy od siedmiu lat, miał piękną żonę i dzieci. Czy żałował? Może na początku, tej przeogromnej mocy... Nie, co wy! Nigdy nie żałował, że postanowił zostać w przyszłości, dla pewnej małej, rudowłosej osóbki, którą z dnia na dzień coraz bardziej kochał.