wtorek, 30 grudnia 2014

Zaprzestać złu II

Rudowłosa zapłakana pojawiła się w gabinecie dyrektora, ubrana i uczesana, jak w tamtych czasach. W pomieszczeniu prócz niej i profesora D., była profesor McGonagall, Harry, Ron i Hermiona. Wszyscy spoglądali na jej załzawione oczy.
- Udało się, profesorze? Wszystko wróciło do normy? - zapytała. - Czy To... Czy Voldemort nie stał się Voldemortem?
- Niestety... - dyrektor pogładził swą piękną, srebrną brodę. - Nie wszystko poszło tak, jak zamierzaliśmy.
- Jak to?
- No cóż.. Twoi rodzicie zginęli, tak jak i prawie całe rodzeństwo, w.ykluczając Ronalda. Tom osobiście ich zabił, gdy oboje zamierzali udać się na zebranie Zakonu - odparł na pytanie, biorąc oddech. - Spalił wasz dom.
Dziewczyna rozszerzyła oczy do szerokości dwóch galeonów, spoglądając tępo na Dumbledore'a.
- Jak? Czemu?! Myślałam, że wybiłam mu z głowy..
- Widzisz, panno Weasley. Tom z początku co prawda zszedł z tej ścieżki, sam na to patrzyłem. Lecz.. no właśnie, lecz... Byłem zajęty i, bardzo tego żałując, nie zwróciłem uwagi na to, że znów zebrał swoich popleczników.
- A rodzicie Harrego? Żyją? - zapytała z nadzieją, że chłopak którego lubiła, był szczęśliwy.
- Nie... Zginęli w moje drugie urodziny - odparł tym razem zielonooki, do teraz milczący.b
- Ale dlaczego...? - wyjąkała, spoglądając mu prost w oczy.
- Nie mogę wam teraz tego zdradzić. To nie czas... - próbował wyjaśnić dyrektor. - Kiedyś, wszystkiego się dowiecie.
- Nie czas?! - wybuchł rudowłosy. - Ginny i ja cierpimy z powodu straty rodziny a pan śmie twierdzić, że nie czas?!
- Proszę się uspokoić, panie Weasley - polecił dyrektor. - Tom wydał na mnie wyrok, już wkrótce w tym pokoju rozegra się piekło, z którego nie zamierzam raczej wyjść cało.
- Co..? - jęknął Harry. - Pomogę panu!
- Nie Harry, ty musisz żyć! - odparował na jego prośbę. - A teraz, wyjdźcie. To nie będzie miły widok.
Wszyscy bardzo niechętnie wyszli z gabinetu, pozostawiając dyrektora samego, pogrążonego w liście. Na odchodne jednak, szepnął rudowłosej "Proszę Cię, nie odmawiaj..." i odszedł do stolika, gdzie schował twarz w dłoniach i zaczął ronić łzy. Co on zrobił nie tak?
***
- Jest szansa?! - warknął Riddle, spoglądając błagalnym wzrokiem na Dumbledore'a.
- Tak, Tom. Jest - odparł spokojnie, uśmiechając się. - Dropsa? Cytrynowy, dobre są.
- Nie, nie! - warknął. - Mów jak!
- Pójdziesz do jej czasów, postarasz się żeby jej nie stracić... - polecił Albus, wyciągając medalion na biurko. - Użyj go dobrze, Tom.. I pamiętaj... Ona wszystko odmieni...
Marvolo założył wisiorek* na szyje, przekręcił cztery razy w przód i zniknął.
***
Dumbledore zginął z różdżki Dołohowa, który niespodziewanie pojawił się w zamku, gdy dyrektor podążał na kolacje. Oczywiście, Albus wyczuł go za w czasu, lecz nie zareagował. Taka była jego dola w tej wersji wydarzeń, musiał się z tym pogodzić.
Pogrzeb odbył się dzień później, na błoniach. Wszyscy głęboko przeżywali to, co stało się z dyrektorem, lecz to Ginny najbardziej to przeżywała. Tom jej nienawidził, ponów stał się zły.. Przepłakała przez niego wiele dni, cierpiąc z tego powodu.. Kamienną twarz starała się zachować jedynie przy przyjaciołach, ale nawet to jej nie wychodziło. Hermiona widziała.
- Ginny, co z tobą? Od powrotu, dziwnie się zachowujesz...
- Nic, Mionka. Naprawdę... - próbowała przekonać brązowooką dziewczynę.
- Przecież widzę! Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic, powiedz.. - głaskała ją po włosach. - Voldemort Cię skrzywdził?
- Broń Merlinie! - oburzyła się. - Był czuły, delikatny, gdy się koch... - ujrzała zaskoczenie na twarzy koleżanki. - Tak, kochaliśmy się.. Myślałam że to miłość, ale.. on mnie znienawidził.. - wybuchła płaczem.
- Cśś.. To minie - chwyciła ją za rękę. - Chodź..
***
Tom pojawił się w gabinecie dyrektora, choć nie zastał tam Dumbledore'a jak się spodziewał, a wystraszoną Minervę, która odskoczyła od biurka i wyciągnęła różdżkę.
- Tom..? Nie możliwe... - wyjąkała. - Drętwota! Drętwota! Drętwota! - posłała trzy zaklęcia w stronę młodego ślizgona, który z łatwością odbił je różdżką..
- Minervo, po co ta agresja? - zapytał portret Albusa.
- Panie profesorze! To jest on! - z kpiną w głosie wskazała na młodzieńca.
- Wiem kto to jest! I wiem, po co przybył.. - uśmiech dyrektora zadziwił nauczycielkę. - Panna Weasley, tak?
- Tak, panie profesorze... - Tom spłonął rumieńcem, klękając delikatnie, potem powstając. - Mogę ją zobaczyć?
- Profesor McGonagall, będzie pani tak miła?
- Chodź Riddle, tylko... ostrożnie, będę Cię miała na oku... - wskazała drzwi, lekko poddenerwowana. - Zaczekaj przed wejściem do Wielkiej Sali, obecnie trwa obiad.
***
Ginny wraz z Hermioną dotarli do sali, gdzie dziewczyna przestała opowiadać o wspólnej nocy ze Ślizgonem. Przez cały czas nie mogła uwierzyć, że osoba, którą pokochała - znienawidziła ją i zabiła jej rodzinę. To było... odrażające!
***
Do jadalni wpadła McGonagall, wbiegając na środek, rozglądając się i odgarniając włosy.
- To, co za chwilę się wydarzy, będzie dość dziwne, jak i może przerażające. Proszę was, wszystkich i każdego z osobna, o zachowanie całkowitego spokoju i nerwów. Nauczycieli, proszę do Siebie...
Gdy wszyscy nauczający stanęli przy pani dyrektor, poleciła:
- Stańcie szeregiem wzdłuż drzwi, po obu stronach... - poleciła do nich, po czym, tak, by nikt inny nie słyszał, szepnęła do nich - mamy młodego Voldemorta na zewnątrz. Jakby coś knuł, strzelać czym macie...
Wszyscy zszokowani spoglądali na nią, lecz wyrazili zgodę i stanęli jak im polecono.
- Vold... - jęknęła, nim zdążyła się powstrzymać, na co wszyscy stanęli jak dąb. - Riddle, wchodź!
Do sali wszedł młody chłopak, o pięknych czarnych oczach, równie czarnych włosach, zadziornej twarzy i prowokującym spojrzeniu.
- Oto przed wami staje ja, ten którego zwiecie Lordem Voldemortem.. - przedstawił się, jakby czekając na nadlatujące zaklęcie. Nie nadleciało. Wszyscy stanęli jak wryci, nie wiedząc, co począć. On wiedział.
- Gdzie jest? - zapytał na ucho profesor transmutacji.
- Stół Gryffindoru - wycedziła przez zęby.
Tam skierował swe kroki młodzieniec, przechodząc i uśmiechając się do każdego, choć nimi się nie przejmował. Szukał jej. I znalazł.
- Głupia...! - wyszydził jej prost w twarz, nie zwracając uwagi na jej zbulwersowanego, białego jak ściana brata.
- A więc tym dla Ciebie jestem, po tej upojnej nocy? - zapytała, na co wszyscy wciągnęli powietrze, a Ronald stał się burakiem. - Tylko głupią, nic nie wartą dziewczyną?! - pierwsze łzy pojawiły się na jej policzkach.
- Czemu płaczesz? - zdziwił się i otarł ją kciukiem. - Nie rozumiesz? Kocham Cię! Gdy odeszłaś, odchodziłem od zmysłów... - wyjąkał, łapiąc ją za podbrudek i całując. Przegryzł jej delikatnie wargę, na co dziewczyna spłonęła rumieńcem, bowiem mruknęła na tyle głośno, że pół sali mogło to słyszeć. Nie przestała jednak, zarzuciła na jego ramiona ręce, oddając pocałunek.
- Mam do Ciebie ważnie pytanie... - zaśmiał się chłopak, klękając przed nią i wyciągając drobne, zielone pudełeczko. Cała sala na ponów zamarła. - Co prawda, miałem to zrobić tamtego wieczora, ale dość sugestywnie mi przeszkodziłaś... - otarł łezkę wzruszenia ze śmiechu. - Ginervo Weasley, czy... czy wyjdziesz za mnie?
- T... Tak! - zarzuciła mu ramiona na szyję, przez co oboje upadli na ziemie. Wszyscy oniemieli z wrażenia, potem wybuchła salwa okrzyków, również nauczycieli. - Chodźmy stąd lepiej, jeszcze nas zmolestują.. - zaśmiała się dziewczyna, wstając i ciągnąc chłopaka poza wejście. Nauczyciele stali otępieni.
***
Wszystko co potem się wydarzyło, było dość przerażające. Chwilę po oświadczynach, chwilę po zgodzie, do sali wmaszerował Albus Dumbledore, w asyście Syriusza Blacka, Jamesa i Lily Potter, Lupinowie, Cedric Diggory i Weasley'owie. Severusowi znikł mroczny znak, a wszystkim którzy nie byli powiązani z Czarnym Panem, wymazało pamięć. Nikt, prócz rodziny i przyjaciół Ginny nie pamiętał, że ktoś taki jak Voldemort istniał. Wszyscy zapomnieli... A to właśnie zasługa tej drobnej, rudowłosej istotki i jej zgody.
***
Potterowie, Weasleyowie, Lupinowie, cała kadra nauczycielska, Grangerowie, Diggory, Snape, Blackowie i Malfoyowie czekali z niecierpliwością na przybycie młodego Riddle'a i jego narzeczonej na ślub. Gdy usłyszeli głośny trzask deportacji, przybiegli na miejsce.
- Jesteście wreszcie! - zaśmiał się Harry. - Coś długo wam zajęło to "ubieranie" - poruszył sugestywnie brwiami, na co wszyscy wybuchli śmiechem, a rudowłosa zrobiła się czerwona.
- Nadal nie mogę uwierzyć... - zaczął George.
- ...że będziemy mieć w rodzinie - dopowiedział Fred.
- Czarnego Pana! - dokończyli oboje, równocześnie, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
***
Godzinę później, Ginny Weasley stała się Ginny Molly Riddle, żoną Voldemorta. Molly, Tonks, Lily i kobiety z grona nauczycielskiego płakały, chłopcy podeszli do tego trochę mniej entuzjastycznie.
Gdy Dumbledore ogłosił, że mogą się pocałować, Tom delikatnie ujął podbródek partnerki i złożył na nim namiętny pocałunek. Dopiero po paru minutach, słysząc wzruszające jęki kobiet, oderwali się od siebie.
- To co, do domu? - zapytał, wystawiając rękę.
- Do domu... - pochwyciła ją, po czym znikli z charakterystycznym trzaskiem aportacji. Gości nie specjalnie to zdziwiło, byli na to przyszykowani. Jeszcze wrócą.
***
Tom Marvolo Riddle wrócił zmęczony do swojej posiadłości, gdzie przywitały go trzy małe szkraby i seksowna żona, ubrana jedynie w skąpą zieloną koszulę koloru zielonego, oraz podobnego koloru koronkową bieliznę, gotową do zdjęcia. Dzieci odstawili do łóżeczek, sami ruszyli do swej sypialni, by rozluźnić się masażem, nie zawsze tym normalnym...
Był szczęśliwy od siedmiu lat, miał piękną żonę i dzieci. Czy żałował? Może na początku, tej przeogromnej mocy... Nie, co wy! Nigdy nie żałował, że postanowił zostać w przyszłości, dla pewnej małej, rudowłosej osóbki, którą z dnia na dzień coraz bardziej kochał.

niedziela, 28 grudnia 2014

Zaprzestać złu

Była sobota, Ginny wraz z Hermioną, Ronem i Harrym siedziała w Wielkiej Sali, gdzie pałaszowali śniadanie.
Jak co dzień od pięciu miesięcy, siedziała zamyślona, nie zwracając najmniejszej uwagi na otoczenie.
Odkąd pół roku wcześniej Wielka Wojna się skończyła, odkąd Voldemort poległ, odkąd... zginęła jej prawie cała rodzina, nic nie było takie same...
- Ginny.. - mruknął Harry, łapiąc ją za dłoń. - Musisz coś jeść! - uśmiechnął się zachęcająco.
Ona jednak nawet na niego nie spojrzała, podobnie jak Ronald, który zachowywał się dokładnie tak samo.
- Gin, Ron, musicie jeść, by żyć.. Wasz tata i bracia na pewno by chcieli, byście nie głodzili się z ich powodu.
Dopiero wtedy młode rodzeństwo zaczęło coś jeść, choć i tak było to mizerne.
***
- Państwo Weasley, proszę was do mego gabinetu - odezwał się znajomy głos profesor McGonagall, dawniej nauczycielki transmutacji, teraz dyrektora Hogwartu. 
Rodzeństwo niechętnie wstało od stołu, kierując się za Minervą. Tak jak podejrzewali.. Kierowała się do dawnego gabinetu Albusa Dumbledore'a, osoby która straciła na marne życie... Profesor przed morderstwem, starał się ochronić Artura, Freda i George'a Weasley'ów, choć z marnym skutkiem.
Gdy zawitali pod posąg, który zazwyczaj strzegł wejścia do gabinetu, Minerva krzyknęła:
- Garguli cytrynowo-sorbetowe!
Posąg oczywiście gładko się rozsunął, ukazując wejście do gabinetu. Wszyscy weszli do środka, dzieciaki zajęły miejsce na fotelach, sama pani dyrektor, za swym biurkiem.
- O co chodzi, pani profesor? - zaczęła ostrożnie dziewczyna.
- O Zakon, drogie dziecko, o zakon - odparła pewnie nauczycielka - Mam dla was pewne zadanie.
- Ale wojna... - zaczął Ron.
- ...się już skończyła - dokończyła Ginny.
- Tak, to prawda.. Okupiona wielkimi stratami, dokonała tego, co miało nastąpić. Voldemort zginął, lecz jego słudzy nie. Choć ministerstwo na czele z aurorami starają się ich wyszukać, nadal pozostają nieuchwytni.
- Co my mamy z tym wspólnego? - zaciekawił się rudowłosy.
- Ty, panie Ron, udasz się do profesora Sluckhorna. Pomożesz mu ważyć eliksiry dla zakonu.
- To on jest...? 
- Od niedawna, chciał wspomóc w pościgu za wyznawcami jego byłego ucznia.
- A ja, pani profesor? - zapytała, gdy chłopak wyszedł już z gabinetu.
- Ty, drogie dziecko.. Ciebie czeka o wiele trudniejsze zadanie, o tak... - otarła łzę, która pojawiła się w kącikach oczu.
- Jakie..? - wyjąkała, przestraszona słowami byłej nauczycielki.
- Wiesz kim był Tom Marvolo Riddle, prawda? - zapytała, spoglądając uważnie na dziewczynę.
- Tak.. To był Voldemort. Pamięta pani, na drugim roku miałam jego dziennik...
- Ah, no prawda!
- Tak więc, na czym polega to zadanie? - trochę jakby się uspokoiła, lecz nadal coś wewnątrz mówiło jej, że to coś strasznego.
- Wiesz co to jest? - zapytała, wyciągając z drewnianego pudełeczka medalion w kształcie klepsydry.
-To mi wygląda na zmieniacz czasu... - odparła, rozszerzając po chwili szeroko oczy. - Czy dobrze myślę? Chce mnie pani wysłać w przeszłość?
- Tak... Choć nie jest to moje polecenie... - położyła zmieniacz na biurku, potem z jednej z szuflad wyciągnęła dwa listy. - To zadanie zlecone przez samego profesora Dumbledore'a. Chce, byś udała się do przeszłości, do czasów Riddle'a ze szkoły, przed otwarciem Komnaty Tajemnic. Postaraj się zmienić bieg wydarzeń, a być może Albus, Artur i twoi bracia, jak i rodzicie Pottera i wielu innych osób, wrócą do życia.
Dziewczyna przez długi czas analizowała to polecenie, rozważając wszystkie za, jak i przeciw.
- Zgoda.. - odparła, podnosząc zmieniacz. - A z listami, to co zrobić?
- Jeden dasz Albusowi tamtych czasów, drugi Vol... Tomowi, gdy nadejdzie czas, by poznał swe przyszłe oblicze.
Rudowłosa posłusznie kiwnęła głową, potem schowała listy i poczęła gmerać przy zmieniaczu.
- Cztery obroty w tył starczą.. - poleciła, co dziewczyna wyłapała i zrobiła... Po chwili, znikła, tak szybko, że nie dało się ujrzeć niczego, prócz mgły .
- Wiesz że to nie rozsądne, wysyłać tą młodą do czasów Voldemorta, McGonagall... - powiedział jeden z portretów byłych dyrektorów. Był to Armando Dippet, dyrektor, za którego po raz pierwszy otworzono Komnatę Tajemnic. Dyrektor samego potomka Salazara Slytherina, Toma Marvolo Riddle'a.
***
Zdezorientowana dziewczyna pojawiła się w gabinecie, choć przed nią nie siedziała już profesor transmutacji, a żyjący Albus Dumbledore. Nie było także obrazów byłych dyrektorów.
- Och, a co to za wizyta? - zaśmiał się, spoglądając na zagubioną rudowłosą.
- Pan profesor żyje... 
- A czemu miałbym nie żyć? - zdziwił się, choć nadal uśmiechał.
Ginny wyciągnęła z torby list zaadresowany do dyrektora, podając go starcowi. Nie różnił się wiele od tego z przyszłości, miał tylko krótszą brodę.
Przełamał pieczęć Hogwartu, potem rozwinął pergamin i zaczął czytać. Dobry humor, który do teraz go nie opuszczał, zleciał jak z przebitej opony.
- A więc Tom stał się tak zły? - zapytał, chowając twarz w dłoniach. - Pokaż mi, dziecko.
Wyciągnął różdżkę, czarną różdżkę, którą odebrał od panny wspomnienia. Przywołał myśloodsiewnie i wsypał do środka. Potem zanurzył głowę.
- Och, nie! - jęknął przeraźliwie. - Co się z nim stało?! Tyle cierpienia, bólu, śmierci... Musisz temu zapobiec!
- Właśnie po to mnie wysłano, profesorze..
- Idź! Odszukaj go i zapobiegnij tym wszystkim tragediom! 
- Panie profesorze, jeszcze jedna sprawa, o której nie pomyślał pan w przyszłości. Nie mam tu żadnych książek, ubrań, nikt mnie nie zna...
- Ubrania, książki i plan zostaną dostarczone razem z odznaką prefekta do pani dormitorium na piątym piętrze. Co do znajomości, niech pani podaje się za jakiegoś swojego przyjaciela, że niby wróciła pani z wymiany. Powinno się udać - polecił jej starzec.
- Tak więc idę, panie profesorze! - uśmiechnęła się nikle, potem ukłoniła się i wyszła z gabinetu.
***
 - "Nie rozważnie byłoby używać swojego imienia i nazwiska. Kto wie, może znali tu kiedyś Weasley'ów?" - stwierdziła dziewczyna, popychając stalowe drzwi i wchodząc do Wielkiej Sali. Był taki moment, że nagle wszystkie oczy, uczniów i nauczycieli, zwróciły się na tą małą osóbkę w drzwiach, lecz gdy ta, zarumieniona dość mocno, zaszła do stołu Gryffindoru, wszystko wróciło do swojej normy.
- A ty, to kto?- zapytała jakaś osoba, szturchając lekko Ginny.
- Ginny... Finegan. Wróciłam z wymiany -  odparła bez mrugnięcia.
- Miło mi, jestem Michael Hays - przywitał się, całując dłoń Ginny, na co ta się zarumieniła. Usiadła przy stole i z rumieńcem poczęła jeść.
***
Ginny spożywając posiłek, rozglądała się co rusz po sali, starając się dostrzec Toma. Miała cichą nadzieję, że im szybciej rozpocznie plan, tym szybciej opuści te czasy. Nigdzie go jednak nie widziała.
- Szukasz kogoś? - zapytał Michael, który najwyraźniej dostrzegł starania dziewczyny.
- Nikogo ważnego... - odparła, rumieniąc się. Czyli jednak ktoś zwrócił uwagę na jej zachowanie.
- Naprawdę? Wyglądasz na kogoś, kto chciałby kogoś innego PILNIE znaleźć.. - prychnął rozbawiony tą sytuacją.
- Niech Ci będzie.. - po raz pierwszy od dawna, uśmiech zagościł na jej twarzy. - Szukam Toma. Toma Riddle'a.
Mina chłopaka, z wesołej, stała się przerażona.
- A czego ty chcesz od Ślizgońskiego prefekta Naczelnego?
- Mam do niego romans.. - odparła rezolutnie dziewczyna, uśmiechając się, wstając od stołu i wychodząc z sali.
***
 Dyrektor o nią zadbał. Zyskała swój pokój, nowe ubrania, książki i odznakę prefekta. Nadal jednak nie odnalazła Riddle'a, choć uważnie się rozglądała. Nic.
- Jak się pałętasz?! - warknął ktoś, gdy Ginny przez nieuwagę na niego wpadła.
Otrząsnęła się, spoglądając na osobę, którą potrąciła. W towarzystwie kolegów ślizgonów, stał wysoki mężczyzna, o czarnych włosach, zadziornym wyrazie twarzy i przenikliwych oczach. Na piersi przypiętą miał odznakę prefekta naczelnego, z podpisem "Riddle"
- Ja.. przepraszam.. - wyjąkała, ze zdumieniem spoglądając w jego piękne oczy. - Voldemorcie.. - wyszeptała.
Tom tylko prychnął wyniośle, popchnął ją i odszedł.
***
- Finnegan, tak? - czyjś głos zadał jej pytanie, gdy zawitała do pokoju wspólnego prefektów. Obejrzała się. To Tom, zadał jej pytanie, choć nawet nie oderwał wzroku o książki. Czarno-magiczna?
- A ty Riddle, prawda? - odparła pytaniem na pytanie, na co chłopak tylko prychnął. - Co robisz?
- A co Cię to, smarkulo?
- Nie jestem smarkulą, zapyziały kretynie!
- Nie...? Wścibstwo to twój jedyny talent, tak?!
- Wolę być wścibska, niż być nieczułym, wrednym, nietaktownym mężczyzną! - uderzyła w jego dumę. To właśnie te słowa najgorzej go wkurzyły, dlatego, zamknął książkę i wyszedł do swoich komnat, głośno trzaskając drzwiami i wypowiadając zaklęcie "Protego".
- To będzie o wiele trudniejsze, niźli się spodziewałam.
***
Dni mijały jej na nauce, zdobywaniu przyjaźni i próbach porozumienia się z Tomem. To ostatnie do najłatwiejszych nie należało, trzeba przyznać. Próbowała jako koleżanka, potem przyjaciółka. Posunęła się też do flirtu, nic jednak nie działało. Miała rację, był nieczuły. Nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, ciągle tylko przesiadywał z swoimi, tak zwanymi przyjaciółmi, Mulciberem, Lestrange'iem oraz Averym. Jego kompletny brak zainteresowania stresował, ale także i smucił młodą Weasley.
***
Minął drugi miesiąc, odkąd Ginny przebywała w przeszłości, by zmienić tragiczną przyszłość. Tęskniła za przyjaciółmi, choć... cieszył ją fakt przebywania z dobrym Riddle'm, z którym udało jej się nawiązać cienką nić zrozumienia.. Zbliżał się także bal Bożonarodzeniowy, na który, jak na złość, zapraszał ją każdy, prócz tego, którego chciała. Tak.. W tym krótkim czasie, zaczęła coś czuć do Voldemorta. Do osoby, którą nie postrzegała, jako zło, a jako normalnego chłopaka z wizjami i ambicjami, równie wielkimi jak jego ego.
- Jestem głupia... Przecież to Lord Voldemort! Nie mogę się w nim kochać, to przecież sprzeczne z tym, co mam w sobie! - szeptała do siebie, gdy co jakiś czas zerkała na Toma, siedzącego naprzeciw niej i czytającego książkę o czarnej magii.
- Ej, Finnegan - zaczął rozmowę Marvolo - miałabyś ochotę wybrać się ze mną na bal?
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, oblała się rumieńcem - czego nie zauważył, ciągle bowiem siedział z nosem w książce - po czym z wahaniem odpowiedziała:
- Jak trzeba, to pójdę - zwróciła tymi słowami jego uwagę, a gdy na nią spojrzał, uśmiechnęła się promiennie.
***
Dzień balu nadszedł nadzwyczajnie szybko, co zaskoczyło wielu nauczycieli, jak i wielu uczniów. Dla Ginny był to wyjątkowy czas, szykowała się bowiem na wieczór z Tomem! Ubrała się o szóstej, w zgrabną suknię nieco poniżej kolan w kolorze jaśminu i zeszła do pokoju wspólnego. On już na nią czekał. Ubrany w piękny, zielony garnitur, z srebrnymi wstawkami. Barwy Slytherinu, no tak.
- Przyszłaś więc, nie odpuściłaś... - mruknął, gdy ją ujrzał.
- Obiecałam, tak? - odparła, jakby zażenowana. W głębi się jednak ogromnie ucieszyła.
- A więc idziemy? - zapytał, wystawiając jej rękę, którą pochwyciła. Wyszli z pokoju i skierowali się schodami na dół, ku wejściu do Wielkiej Sali. "Idealna para", Gryfonka i Ślizgon, którzy na pewno nie wzbudzą zainteresowania.
- Jesteś dzisiaj wyjątkowo piękna... - szepnął jej do ucha, kiedy weszli do sali. Niby nic nadzwyczajnego, ale poczuła, jak na ten komplement, policzki zaczęły ją piec.
***
Wszystkie oczy zwróciły się na wchodzącą parę. Wszystkie. Nawet nauczyciele nie mogli oderwać wzroku, choć w jednym przypadku, spojrzeniu towarzyszył uśmiech. Dumbledore.
- Co się gapicie? - warknął. - Nigdy nie widzieliście pięknej kobiety?
Na te słowa, jeszcze bardziej się zszokowali, ale niechętnie odwrócili wzrok. Tom prychnął, chwycił mocniej Ginny i pociągnął na parkiet, by wtulić się w nią i w rytm wolnej muzyki zatańczyć.
***
Po paru szalonych tańcach, dziewczyna w końcu się zmęczyła i poprosiła o chwilę przerwy. Tom z niechęcią wypuścił ją z parkietu, samemu korzystając z okazji i idąc do dyrektora Dippeta. Dziewczyna postanowiła wyjść z zamku, przejść się na błoniach i odpocząć. Tak też zrobiła, choć nie sama..
Za nią, niepostrzeżenie pomknęło czterech chłopaków z Ravenclaw'u.
Gdy ta siedziała na błoniach, wpatrując się w odbicie księżyca na jeziorze, Ci zaszli ją od tyłu i powalili.
- Patrzcie, patrzcie.. Dziwka Riddle'a, tak? - zapytał pierwszy.
- Tak, to ona. Widziałem, jak z nim tańczyła przez cały wieczór.. - odparł drugi.
- Gdzie twój chłopak, piękna rudowłosa? - zapytał trzeci, kopiąc ją w brzuch.
- Może chcesz nowych chłopaków? - zapytał czwarty, strzelając ją z liścia w twarz.
Zajęci męczeniem Ginny, nie zauważyli chłopaka...
***
Tom gdy tylko spostrzegł, że czterech Krukonów idzie za jego koleżanką, szybko włamał się do jego głowy i przeczytał myśli. Gdy wszystko do niego dotarło, wybiegł z sali, uprzednio przepraszając dyrektora. Skierował się szybko na błonia, gdzie spodziewał się ich złapać.
Nie mylił się, byli tam, bili rudowłosą, kopali i próbowali rozebrać.
- Crucio! - wymierzył w jednego różdżką, chwilę potem zwijał się z bólu na ziemi. Gdy pozostała trójka odskoczyła i wyciągnęła różdżki, przerwał klątwę. - Drętwota, drętwota! - ryknął dwa razy, dwa czerwone promienie poleciały na chłopaków, powalając ich.
- Drę...
- Sectusepmra! - Tom był szybszy, posłał raniącą klątwę na młodego Krukona, który chwilę potem leżał i zwijał się z bólu. Uleczył go, tak dla pewności, że nie zginie. Teraz...
- Chodź, Ginny... - pomógł jej wstać, po czym ostrożnie poprowadził do zamku, gdzie zatrzymał się przed Wielką Salą. - Panie dyrektorze, na błoniach leży czterech Krukonów, którzy próbowali skrzywdzić tą oto dziewczynę.. Są obezwładnieni - przekazał wiadomość, po czym pociągnął dziewczynę na piąte piętro.
***
Już na wejściu do pokoju wspólnego, zaczęli się namiętnie całować. Oczywiście, nie chcieli robić tego tutaj, dlatego Tom pociągnął ją do swoich osobistych komnat. Zdjął zaklęcia obronne, potem weszli do środka.. Pokój był w barwach Slytherinu, przy zachodniej ścianie był kominek, obok niego wielkie łoże, z pościelą miękką jak puch, przy wschodniej, regały z księgami. Ale.. to właśnie łożem się zainteresowali. Położyli się, złączając swe usta w namiętnym tańcu języków.
***
Od dobrych dwudziestu minut, trwałą ich zabawa. Pieścili się przez ubrania, zachłannie całowali, jakby to był pierwszy i ostatni raz spędzony razem, jak gdyby świat się kończył.
- Tom, ja... - próbowała coś wyszeptać, lecz jej przerwano.
- Rozluźnij się, zajmę się wszystkim.. - złożył czuły pocałunek na jej szyi, co przyjęła z uwodzicielskim mruczeniem.
- To..Tom! Tobędziemójpierwszyraz! - wyszeptała na jednym tchu, spoglądając w jego oczy, które teraz się rozszerzyły.
- Rozumiem.. A więc odpręż się i daj poprowadzić... - polecił, znów składając słodki pocałunek na jej szyi.
***
Rozebrał siebie, jak i ją do bielizny. On, w zielonych slipkach, ona w czarnej, koronkowej bieliźnie.
- Jestem... gotowa... - mruknęła mu do ucha, rozchylając lekko nogi. Chłopak szybko pochwycił działanie i wziął się do solidnej roboty...
***
Gdy rankiem się zbudził, nie małe było jego zaskoczenie, gdy chcąc objąć Ginny, nie natrafił na nią, a na dwa listy. Otworzył szeroko oczy, spoglądając w tamto miejsce. Dojrzał - prócz listów oczywiście - drobną karteczkę. "Pierw przeczytaj list, który ma znaczek Hogwartu, To... Proszę" - tak brzmiała treść. Skoro prosi, to czemu nie? Marvolo pochwycił list od Dumbledore'a, potem złamał pieczęć i począł czytać. Jego twarz nie wyrażała emocji, choć gotowało się w nim.
- Nie, to nie możliwe... - warknął pod nosem, czym prędzej łapiąc list od Ginny i otwierając go.
"Drogi Tomie!
Zakładam, że przeczytałeś ten drugi list z przyszłości, skierowany od starszego A.D. Poznałeś już przyszłą prawdę o sobie, więc czas, bym w końcu i ja wyznała Ci prawdę. Jestem Ginerva Weasley, w przyszłości dziewczyna chłopaka, przez którego zginiesz. Jestem też osoba, której całą rodzinę uśmierciłeś, bez najmniejszych skrupułów.
Zdaję sobie sprawę, że możesz mnie teraz znienawidzić i stwierdzić, że to, co pomiędzy nami nastąpiło, było tylko częścią zadania. Ale musisz wiedzieć..
Ten czas, który z tobą spędziłam, był jednym z najcudowniejszych, jak nie najcudowniejszym. Za każdym razem, gdy zamykam oczy, widzę twoją piękną twarz, uśmiechającą się do mnie.. Serce zaczyna mi bić szybciej, gdy tylko pomyślę o tym, jaki byłeś delikatny podczas ostatniej nocy. Każda sekunda, każda setna.. to dla mnie największy skarb, który zachowam do końca życia. Chętnie bym została, naprawdę.. Ale wiem, że byłam dla Ciebie tylko jednorazowym przelotem w życiu.
Mam nadzieje, że zejdziesz z tej ścieżki..
Kocham Cię, twoja Ginny"
- Kocham Cię.. Kocham Cię.. - czytał to słowo raz za razem, nie mogą pojąć, że to naprawdę istnieje. Ona pokochała GO? Osobę, która w przyszłości wyrządziła jej tyle złego? Która zabiła jej rodzinę?! Czym prędzej ubrał się i wybiegł z gabinetu.
***
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - do gabinetu Dumbledore'a wpadł wściekły Riddle. - Czemu?!
- Uspokój się, Tom. Usiądź, powiedz co się stało - polecił.
- O co chodzi?! Moja przyszłość, list, moja dzi... - zatkał się, zdając sobie sprawę, co chciał powiedzieć.
- Tak? - profesor uśmiechnął się sugestywnie, dając znak, by kontynuował.
- Moja dziewczyna.. Gdzie Ginny?
- Panna Weasley wróciła już do swoich czasów - odparł smutno profesor. - Płakała przez pół godziny, potem po prostu zniknęła.
- Co...? - Riddle tępo spoglądał na Albusa, nie mogą uwierzyć, że to naprawdę się wydarzyło.